You are here: Chronicle

Sesja genealogiczna w Pelplinie (cz.1)



             26 maja 2012 roku odbyła się sesja wykładowa pt „Dzieje i pochodzenie pomorskich rodów” w gościnnych murach biblioteki Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie im. bpa Jana Bernarda Szlagi. Spotkanie zorganizowało Pomorskie Towarzystwo Genealogiczne i Archiwum Diecezjalne w Pelplinie. Spotkanie, które rozpoczęło się o godzinie 10.00 otworzyli: dyrektor Archiwum Diecjalnego w Pelplinie ks prof. dr hab. Anatazy Nadolny, dyrektor biblioteki seminaryjnej w Pelplinie ks. dr Krzysztof Koch i prezes Pomorskiego Towarzystwa Genealogicznego Janusz Pawelczyk. W imieniu organizatorów głos zabrał Janusz Pawelczyk i powitał zaproszonych gości. W paru słowach opowiedział o początkach Pomorskiego Towarzystwa Genealogicznego i krótko omówił projekty prowadzone przez Towarzystwo. Pierwszym punktem programu wyjazdowego spotkania PTG, było wręczenie dyplomów honorowego członkostwa Pomorskiego Towarzystwa Genealogicznego. Tytuł ten otrzymali:

  • Ks. prof. dr hab. Anastazy Nadolny w dowód uznania zasług dla wspierania i popularyzacji genealogii na Pomorzu.
  • Leszek Ćwikliński – w dowód uznania zasług za olbrzymi wkład pracy przy digitalizacji i indeksacji zasobów Archiwum Diecezjalnego w Pelplinie i Archiwum Państwowego w Gdańsku oraz popularyzacji genealogii na Pomorzu.
  • Stanisław Leszek Pieniążek - w dowód uznania zasług za olbrzymi wkład pracy przy digitalizacji i indeksacji zasobów Archiwum Diecezjalnego w Pelplinie i Archiwum Państwowego w Gdańsku oraz popularyzacji genealogii na Pomorzu.
Mariusz Momont wręcza dyplomy honorowym członkom Pomorskiego Towarzystwa Genealogicznego

              Pierwszy wykład wygłosiła Irena Kucz, członek Pomorskiego Towarzysywa Genealogicznego. Tematem jej wystąpienia były „Księgi parafialne jako bogate źródło o przeszłości”.Oto treść tego wykładu przesłana przez autorkę:

            Podstawowym celem digitalizacji ksiąg parafialnych jest utrwalenie zawartych w nich danych. Ponieważ księgi pomorskie nie zawierają indeksów, dodatkowym zadaniem, wykonywanym przez wolontariuszy związanych z naszym towarzystwem, jest sporządzanie indeksów. To dość żmudna i czasochłonna praca, która jednak może przynieść dodatkowe efekty, których się nie przewidywało. Księgi to nie tylko chronologiczny zbiór dat dotyczących ślubów, narodzin i zgonów. W tych dokonywanych w łacinie, po polsku, niemiecku i rosyjsku zapiskach zawiera się także historia Polski, rozbiorów i wojen, dramat kobiet umierających w połogu, albo tych, które rodziły po kilkanaścioro dzieci i większość musiały pochować tuż po urodzeniu. To dramaty owdowiałych mężów i wdów tracących mężów w czasie wojen.
            Zdarzało się, że księża umieszczali w księgach dodatkowe informacje związane z aktualnymi wydarzeniami, albo życiem parafii. Fragmenty tych zapisów znalazły się w artykule „Migawki historii zawarte w dodatkowych wpisach w księgach parafialnych”. Ich treść jest różnorodna i najczęściej dotyczy bieżących wydarzeń. Wyjątkiem jest testament umieszczony w lalkowskiej księdze zgonów z lat 1775-1786.
            „W Imię Pańskie amen. Ja Stanisław Makowski maiąc wzgląd y pamięć na śmierć niechybną, która nikomu nieprzepuszcza, ale im dali człowiek w lata postępuje, tym się bliżej bardziej ku niemu zbliża y to niespodzianie, aby go nieprzygotowanego dopadła, lubom na ciele chory, zdrowy jednak na umyśle będąc y wiedności kościoła śtego katolickiego żyjąc wezwawszy Imienia Boga Wszechmogącego tę moią ostatnią oświadczam wolą y ten ostatni wszystkich dóbr moich niczym się mniemający odmieniać porządek, czyli rozporządzenie czynię. Duszę moia w Ręce Oyca mego najmiłosiernyejszego który jest w Niebiesiech z których wyszła oddaję, y że Ciężkimi jest obciążona grzechami, żebrzę do nieskończonego Jego miłosierdzia, aby przez gorzką śmierć Jezusa Chrystusa Syna Swego, przez zasługi Najświętszej Maryi Panny Matki Jezusowej y przez przyczynę Wszystkich Świętych Duchów Niebieskich raczył ią a Wybranemi swemi połączyć, y którey w tym życia biegu ochotnie dodawał łaski niech iej użyczy pośmierci chwały wieczney. Ciało moie, że z ziemi zabrało początek oddaię ziemi, niech ziemia w ziemi spoczywa, y że maiąc bydz Ducha Najświętszego Naczyniem, że rady szatańskiej stałości instrumentem y dlatego na Duszę grubą szpetność grzechów sprowadziło, ze wcale Obraz Boski na niey przyczyniony został, niech nad nim panuie robactwo y zgnilizna do tego czasu, wktóry go straszliwa Trąba Anielska na Sąd ostatni wzbudzi, aby oddać zapłatę według zasług swoich. Wszystkie zaś Dobra moich rzeczy ruchome i nieruchome w niżej opisany sposób rozporządzam1.

1We wszystkich cytatach zachowana została oryginalna pisownia i ortografia

            Po tym wstępie, następują szczegółowe dyspozycje dotyczące pogrzebu i zapłaty za posługę dla wszystkich, którzy będą w nią zaangażowani. Dalej wymienia się osoby, wobec których autor testamentu był dłużnikiem i którzy byli dłużnikami wobec niego. Testament ma ogromną wartość ze względu na drobiazgowość dyspozycji. Poziom szczegółowości dokonanego podziału schedy (obejmujący nawet pierzynę i poduszki) daje obraz troski o rodzinę, w której nikt nie może zostać pokrzywdzony.
              Dodatkowe zapisy, wprowadzają nas w historię parafii, regionu i w historię Polski. Natomiast konkretne zapisy dotyczące dat ślubów, chrztów i zgonów stają się dla osób poszukujących swoich korzeni punktem wyjścia do dalszych poszukiwań. Jeśli chodzi o rodziny chłopskie, jest to podstawowe źródło.
              Mój ojciec, tak jak jego ojciec i dziadek, urodził się w Kamionce w parafii Nowe, a inni członkowie rodziny między innymi w Osiu, Lalkowach, Leśnej Jani, Barłożnie i Pieniążkowie. Mogłoby się wydawać, że nazwiska i imiona, które dodajemy do drzewa genealogicznego, to tylko kolejne okienka na wykresie, że niczego się o tych ludziach nie dowiemy, bo odeszli dawno temu, ale wchodząc głębiej w historię regionu, poznajemy ich tak, jakby sami nam opowiadali o swoim życiu i otoczeniu. Historia mojej rodziny jest historią wielu innych pochodzących z tego regionu.
              Mój prapradziadek był żołnierzem. Ożenił się w Nowem w 1808 roku. Nie wiem skąd przybył. Moje panieńskie nazwisko egzystuje w tej okolicy od początku XVIII wieku. Są to rodziny już zasiedziałe, z gromadką dzieci. Według przekazu rodzinnego, pradziadek pochodził z okolic Sztumu. Czy tamci też? Jeśli tak, to wędrówka mogła mieć miejsce w XVII wieku i nie dotyczyła tylko mojej rodziny. W latach dwudziestych ubiegłego wieku profesor Józef Paczkowski skopiował oryginalne siedemnastowieczne spisy z natury, wydrukowane w latach trzydziestych XX wieku jako „Opis królewszczyzn w województwach chełmińskim pomorskim i malborskim w roku 1664”. Niżej zamieściłam fragment przedstawiający obraz zniszczeń po wojnach szwedzkich. To tylko przykład jednej wsi. Inne wyglądały podobnie. Ocaleni mieszkańcy szukali nowych miejsc, w których mogli się osiedlić. Przeglądając księgi parafialne w archiwum w Elblągu, znalazłam wiele nazwisk, które zapamiętałam indeksując księgi z Nowego. Myślę, że wędrówka z prawego na lewy brzeg Wisły dotyczyła wielu rodzin, które ucierpiały w czasie najazdu obcych wojsk, zmuszone do zapewnienia im (ale też i własnemu wojsku) koni, furażu i kwater.

O włokach tej wsi nikt nas nie umiał informować, bo tam żadnego nie masz człowieka, znaki tylko, gdzie chałupy bywały. Pola jednak dość przestronne i w dobrych gruntach, ale zarosły. Przy tej wsi bywał folwark Cierpięta, ale także jako i we wsi, ledwo znaki są, gdzie budynki bywały i grunty wszystkie pusto leżą. (…) Ta wieś na wieluby też włok lokowana była, żadnej nie mogliśmy mieć informatiej, ponieważ ludzi mało co, i to tylko nowotnych tamże się znajduje. Jakośmy jednak colligere mogli, wieś ta bywała wielka i zasiadła. Teraz niemasz tylko kilka chałup, w jednej ogrodnicy mieszkają, a drugie pustkami stoją” O innej wsi: „Bywało gburów 14, teraz niemasz tylko jeden, który mało co robi, bo doskonałego niema sprzężaju, czynszu żadnego nie daje.(…) Ogrodników było przed wojną 8, teraz niemasz, tylko 1 rzemieślnik, który żadnego czynszu nie daje, tylko ręcznej roboty pomaga. Karczma bywała, z której dawano co rok florenów 2 groszy 20. Teraz spalona, żadnego nie czyni pożytku.

Inne wsie i miasta wcale nie wyglądały lepiej. Opis zamku w Nowem:

Zamek ku Wiśle na gorze wystawiony, od którego brama z miasta jedna. W sam dziedziniec wszedłszy, na dole tylko stajnie po prawej ręce, po lewej zaś browar, w którym się komin obalił. Tamże trochę dalej jest piekarnia i kuchnia. Na gore po schodach wszedłszy, połać wszytka od Wisły, gdzie stołowa izba i rożne pokoje w murze zostają, pustka, okien, pieców, nawet stropów nie masz. Po drugiej zaś stronie jest kilka izdebek małych z piecami i oknami nowo naprawionemi którego spustoszenia okazyą największą wojska szwedzkie, a potym i koronne były.

              Jeśli moja rodzina, jak pewnie i inne, przywędrowała w okolice Nowego z drugiego brzegu Wisły, to i tak w dalszym ciągu niczego nie wiem o przeszłości prapradziadku żołnierza. I znowu przychodzi mi z pomocą historia regionu. W latach 1772-3 Fryderyk II postanowił wprowadzić nowy, jednolity system podatkowy na terenach całego zaboru pruskiego. Znalazłam swoje panieńskie nazwisko w tym katastrze w miejscowościach położonych na prawym brzegu Wisły, a także informację o tym, jak kataster został oceniony przez współczesnych, jaki miał wpływ na ubożenie chłopów z powodu nadużyć, które miały miejsce w czasie szacowania gruntów. W pracy zbiorowej pod redakcją Mariana Biskupa pt.: „Ziemia Chełmińska w przeszłości” znalazłam pochodzący z 1784 roku list Samuela Gereta, rajcy z Torunia, który pisał do przyjaciela o zawyżaniu przez urzędników liczby łanów uprawianych przez chłopów i klasyfikowaniu ziemi o niskiej klasie jako urodzajnej, co powodowało nakładanie na chłopów wyższych podatków, a w konsekwencji ich ubożenie. Ubożeli także dlatego, że nie wolno im było kupować w mieście niczego, co im było potrzebne w gospodarstwie. Wszystko musiało być sprowadzane z Prus, oclone, za podwójną cenę i gorszej jakości. Do przymusowych zakupów należała sól, której ilość wyznaczano według liczby osób w rodzinie. Zawyżano te wielkości i oszukiwano przy dostawie. Zacytuję fragment listu, który mógł dotyczyć losu mojego prapradziadka i wielu mężczyzn z tego regionu: Być może, tak jak inni, został porwany do wojska.

Ale do tego doszedł wkrótce jeszcze straszliwszy ucisk – mężczyzn w nocy, z obawy, iż przypadkiem mogliby uciec – przemocą, od boku żon z łóżek wywlekano, związanych jak złodziei i pod chłostą, do budowy twierdzy. Synów, tę niezastąpioną podporę rolnika, w podobny sposób wydzierano z rąk rodziców i wcielano do wojska. Każdemu, nawet najpośledniejszemu oficjaliście pruskiemu na okazany przez niego kwitek (którego chłopi nie potrafili odczytać, a prawdopodobnie często odczytaliby co innego) trzeba było konie od pługa do jego wozu zaprzęgać. (…) Trzeba całą swoją wyobraźnie przywołać na pomoc, by zdać sobie sprawę, że się żyje w państwach tego Fryderyka, którego świat zowie Wielkim, Jedynym – tak bardzo to wszystko tchnie tyranią i uciskiem.

             W liście jest mowa o twierdzy. Chodzi o Grudziądz. Tu z pomocą przychodzą nam księgi parafialne, które stały się punktem wyjścia do poszukiwań w źródłach pozametrykalnych. W tym czasie twierdza w Grudziądzu, o czym dowiedziałam się z pracy profesora Zajewskiego, gotowa była do odparcia ataku wojsk napoleońskich. Jej dowódcami byli pruscy generałowie Manstein i Natzmer. To pierwsze nazwisko często powtarza się w nowskich księgach ślubów i chrztów z tego okresu, ponieważ wielu żołnierzy poślubiło miejscowe panny. W zapisie ślubu mojego prapradziadka zapisano tylko żołnierz. Ślub miał miejsce w 1808 roku, więc już po pokoju w Tylży. Mój prapradziadek Jan pewnie został z wojska zwolniony. Niżej przykłady zapisów.




           Przytoczę jeszcze dokument, który uzupełnia naszą wiedzę o czasach wojen napoleońskich na Pomorzu. Polacy uciekali z pruskiej armii. W styczniu 1807 roku płk Franciszek Garczyński pisał do gen. Aksamitowskiego:
Dezerterów pruskich bardzo tu wiele i wciąż ich zbieram, tudzież broń, bo po wsiach bardzo jej wiele (…) Dezerterów Polaków nie odsyłam, bo zabrawszy już dosyć karabinów i zabrać jeszcze spodziewając się, jeżeli koni nie dostanę, uformuję pieszych strzelców. Pików już mam stopięćdziesiąt i więcej robić każę, bo chcę uformować osobną kawalerię pikierów.(…).
           Życie w zaborze pruskim wiązało się z dramatem Polaków zmuszonych do służby w niemieckiej armii, także w czasie I i II wojny światowej To proboszcz Bartkowski z parafii Nowe zatroszczył się o to, żeby nazwiska żołnierzy z jego parafii, którzy zginęli na froncie, nie zostały zapomniane. Ksiądz nadał im osobną numerację. Nie ma tam nazwisk tych, którzy zostali pochowani na obcej ziemi jako bezimienni, tak jak brat mojego ojca i tak, jak żołnierz z czasów napoleońskich, o którym znalazłam lakoniczny zapis w księdze w Leśnej Jani – Żołnierz francuski przebit szablą. W bezimiennych grobach spoczywają nie tylko nasi krewni i powinowaci.



            Jak już wspomniałam, w XVII wieku, po wojnach szwedzkich, nastąpiła migracja ludności wiejskiej. W 1730 roku Sejmik Generalny Prus Królewskich podjął uchwałę dotyczącą przemieszczania się chłopów od wsi do wsi, co było powodem pustoszenia wsi i ubożenia ich mieszkańców. Od tej pory chłopi, którzy przemieszkali w danej wsi jeden rok, nie mieli prawa jej opuścić. Ścigano także tych, którzy szukali dla siebie miejsca w miastach. Ten zakaz został zniesiony dekretem Fryderyka Augusta w 1807 roku.


My, Stany Ziem Pruskich, zgromadzone na Sejmiku Generalnym grudziądzkim, wszem wobec i każdemu z osobna wiadomym czynimy: Stwierdzając wielkie spustoszenie
i zrujnowanie wsi naszych szlacheckich, kościelnych i królewskich, co stąd powstaje, iż poddani od swoich panów dziedzicznych uciekają a od wsi do wsi wędrując włóczą się i rocznej służby nie chcą u nikogo (z panów) przyjąć; jedni z nich komorą u wieśniaków mieszkając, na dniówkę lub na tydzień się najmują, inni chałupy i ogrody u panów nająwszy, tam przez rok, a niekiedy i krócej przemieszkawszy, do innych się wsi przenoszą i tak stałego miejsca zamieszkania nigdzie nie mają – skutkiem tego wsie pustoszeją, a poddani ubożeją. Przeto my zapobiegając temu spustoszeniu wsi, uchwalamy i mocą obecnego Sejmiku postanawiamy, aby tego rodzaju ludzie tak mężczyźni jak i kobiety, którzy w jednej wsi przez rok, albo dłużej mieszkali, już
do innych wsi (obojętnie czy należą one do dóbr szlacheckich, duchownych czy królewskich), mieszkiwali, nie odchodzili; co więcej aby każdy pan i posesor takowych mógł zatrzymać i nie zezwalał, aby się gdzie indziej przenosili; a gdzie by który z takich spróbował ucieczki, tedy takiego nikt do swoich wsi przyjmować nie ma bez wiarogodnego zaświadczenia (…) i owszem człowieka takiego panu jego obowiązany jest wydać pod karą dwunastu grzywien (…)


            W księgach parafialnych wiele nowych nazwisk, które pojawiły się w XVIII wieku teraz zaistniało na stałe. Z zapisów dziewiętnastowiecznych wynika, że większość zasiedziałych już rodzin nie skorzystała z możliwości opuszczenia wsi, co wiąże się z procesem uwłaszczenia rozpoczętym w pierwsze ćwierci XIX wieku. Związki małżeńskie zawierano najczęściej w najbliższej okolicy. Sytuacja zmieniła się w połowie XIX wieku, kiedy w folwarkach zabrakło pracy dla wszystkich mieszkańców wsi. Zaczęła się emigracja do Ameryki. Poszukiwano też pracy poza miejscem zamieszkania, między innymi na Żuławach i dalej - w Meklemburgii i Brandenburgii (okolice Prenzlau), które nazywano „Pomrami”. Pod koniec XIX wieku chłopi zatrudnieni przy uprawie buraków cukrowych wyjeżdżali tam na kilka miesięcy - od wiosny do zbiorów, nieraz całymi rodzinami. Grupy wyjeżdżających były tak liczne, że w Warlubiu i Laskowicach podstawiano dla nich specjalne pociągi. Warunki życia wielu mieszkańców tych okolic uległy poprawie. Niżej umieściłam zdjęcia dwóch domów2 . Pierwszy (glinianą chatę krytą słomą) oddziedziczył mój pradziadek, w drugim (murowanym), zamieszkał z rodziną mój dziadek po kolejnych wyjazdach na „Pomry”. Zimą dziadek pracował przy zwózce drewna z pobliskich Lasów Tucholskich. Postawił też stodołę, stajnię i wozownię. Hodował konie.


             Nastąpiła wyraźna poprawa sytuacji materialnej większości mieszkańców wsi, Wzrosła ich wiedza na temat możliwości uzyskania wyższych plonów. Zaczęto stosować nowoczesne narzędzia rolnicze.
             W dwudziestoleciu międzywojennym młodzi ludzie, nie tylko z Pomorza, szukali pracy za granicą i w miastach. Wielu zostało tam na dłużej, inni, przywozili kolegów i poznawali ich z dziewczynami ze swoich rodzin. Księgi parafialne pomagają nam ustalić kierunek migracji, jeśli księża dodali dane o ślubie w ostatniej rubryce w księdze chrztów. Znajdziemy tam miasta niezbyt odległe, takie jak Grudziądz, czy Chojnice i nieco dalsze, jak Bydgoszcz, Gdańsk i budująca się Gdynia, albo jeszcze dalsze, już poza granicą, jak Berlin. W rubryce dotyczącej zawodu coraz częściej pojawiają się nazwy rzemiosła.
              Niewielkie gospodarstwa, które chłopi nabyli wcześniej w trakcie trwania uwłaszczenia, nie ulegały dalszemu podziałowi. Na gospodarstwie zostawał jeden z synów zobowiązany do zabezpieczenia starości swoich rodziców.

2Wszystkie zdjęcia pochodzą ze zbiorów rodzinnych

              W 1874 r. utworzono w Prusach urzędy stanu cywilnego. Dla osób poszukujących chłopskich przodków dodatkowym źródłem informacji stały się archiwa państwowe. Niżej umieściłam odnaleziony w archiwum fragment aktu notarialnego związany z przekazaniem gospodarstwa.

Darowana nieruchomość stanowi zagrodę wiejską obszaru dwa hektary, pięćdziesiąt jeden arów, trzydzieści metrów kwadratowych i przedstawia wartość trzy tysiące pięćset złotych. Darczyńca (…) nakłada na obdarowanych (…) obowiązek świadczenia na jego rzecz, począwszy od dnia pierwszego października tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego roku następującego dożywocia: Na pierwszego października każdego roku dwa cetnary mąki żytniej, dwadzieścia pięć funtów mąki pszennej, pięćdziesiąt funtów słoniny, dwie klaty torfu, dwa metry drzewa opałowego wałków poszczypanych i ułożonych pod dach, dwadzieścia funtów soli kuchennej i osiem cetnarów kartofli. Mąkę żytnią i sól kuchenną winni obdarowani wydawać w równych ratach z góry w okresach kwartalno – kalendarzowych, dziennie pół litra mleka świeżego, tygodniowo pół funta masła, tygodniowo siedem jaj kurzych, jednakże tylko w okresie, którym kury jaja niosą, cztery funty kawy w okresach, co trzy miesiące po jednym funcie, rocznie dwa cetnary słomy, miesięcznie trzy złote w złocie kieszonkowego, według kursu z dnia dzisiejszego. Pomieszkanie w izbie zwróconej od wschodu słońca oraz wolne opranie i pielęgnacja w razie choroby. Darczyńca ma wolny obchód w całym gospodarstwie oraz prawo przyjmowania gości i używania wszelkich urządzeń domowych. Roczna wartość dożywocia wynosi dwieście dziesięć złotych, a wiek uprawnionego siedemdziesiąt osiem lat.

             Dzięki tym dokumentom mamy autografy naszych przodków. Tu warto wspomnieć o szkolnictwie. W Kamionce, rodzinnej wsi moich przodków, szkoła powstała w 1837 roku. Wybudowała ją Gmina Katolicka (szkoły przykościelne istniały na tych terenach od czasów średniowiecza, między innymi w Nowem, Starogardzie i Lalkowach). Szkoła miała początkowo tylko dwie izby lekcyjne. Rozbudowano ją w 1868 r. Nasi przodkowie czytali tzw. pisemka dla ludu, takie jak „Biedaczek”, czy „Wiarus”, wychodzące w połowie XIX wieku, i wiele innych, które powstawały w późniejszych latach. Pisemka najczęściej były redagowane przez księży. Były wspaniałym lekcjami wychowania religijnego, a także patriotycznego, poprzez przybliżanie czytelnikom ważnych postaci i wydarzeń związanych z historią Polski.


W 47 numerze „Wiarusa” z 1850 roku ksiądz Prusinowski opowiedział czytelnikom:
                                         „O królu Janie Sobieskim”

Dawniejszymi czasy to mi to byli królowie, co to kiedy wojna, dalej na koń, do szabli! – W pokoju zaś mądrzy w radzie, składni w mowie, obyczajni w domu, w kościele przykładni przed całym światem wiarę świętą wyznawali; a kiedy zaś zgrzeszyli, to ich mógł każdy widzieć, jak się na kolanach spowiadali księżom, jak pokutę czynili i jako wiernie sakramenta święte przyjmowali.
Opowiem wam dzisiaj o św. pamięci królu Janie, co się z ojca zwał Sobieskim: baczcież sobie uważnie na tę historyą jego życia, bo on wart tego, aby go wszyscy znali (…)

W tym samym numerze „Wiarusa” znalazła się relacja z Gniewu o zatonięciu promu z pielgrzymami. Nie wiedzielibyśmy o tym wydarzeniu, gdyby ksiądz nie zapisał w Księdze zgonów krótkiej informacji o przyczynie i miejscu utonięcia ludzi.
Z GNIEWU donoszą nam smutną nowinę: Już od bardzo dawnych lat było chwalebnym zwyczajem. że się lud pobożny co rok tutaj z daleka i z bliska zgromadzał, - aby się po nabożeństwie razem z tutejszym bractwem udawać w towarzystwie jednego kapłana w pielgrzymkę do cudami słynącego miejsca Matki Boskiej Łąkowskiej. Tak też właśnie d. 2 czerwca ruszył lud pobożny w uroczystej procesyi przy śpiewie pobożnej pieśni: „Kto się w opiekę” z kościoła do Wisły. Naraz daje się przerażający słyszeć głos: „statek jeden z ludźmi, którzy wprzódy poszli, zatonął. I tak się też stało. Znajdował się na tym statku około 150 osób, niektórzy spostrzegłszy, skoro od brzegu odpłynęli, że do onego promu się sparami woda dobywa, wołali aby jak najprędzej do lądu nawrócono, bo wszyscy zatoną; ale Przewoźniki tego słuchać nie chcieli, tylko jeden z pomiędzy nich wrzeszczał: „cicho tu was diabli nie wezmą” że się w onym promie coraz więcej wody znajdowało, a oni ludu słuchać nie chcieli, - powstał bardzo wielki wrzask na promie, a jeden z pomiędzy ludu, który stał na brzegu samym promu i umiał pływać, skoczył w wodę i tak żywo dopłynął. Widząc to drudzy, suwali się za nim, lecz choć już pomiędzy nimi pływać umieli, co się wyratować nie mogli, bo się wszyscy do gromady zbili i jeden drugiego trzymał. Na szczęście stali w niedalekiej odległości od tego miejsca berlinianki, i ci dobywszy swych łódek, jechali czem prędzej na ratunek i wyratowali 40 stu nieszczęśliwych, a byliby jeszcze więcej wyratowali, żeby nie byli czterech przewoźników, którzy z innym promem na ratunek jechali, na tych nieszczęśliwych wiechali.
Jakie żale i płacze dały się słyszeć, tego nie jestem ja ani żaden człowiek w stanie opisać, łaskawy czytelniku, i nie życzył bym ci, abyś był świadkiem podobnego nieszczęścia, boby ci serce od żalu krajało. – Tu dzieci z załamanemi rękami po niebiosy wołały: ach moja kochana matka! ach mój kochany ojciec! tu znów: kochana żono, kochany mężu! – mój brat najmilszy! ach siostro kochana! – łzy mi się na nowo z oczu puszczają - a pióro mi z ręki wypada, gdy o tym okropnym wypadku pomyślę, – Co to za okropny musiał być widok dla kapłana tego, który patrząc na śmierć tylu nieszczęśliwych ofiar i żadnej nie mógł pomóc.
Pięćdziesiąt osób wyratowano, a przeszło 100 życie straciło. – Znaleziono dotychczas 84 trupów a ci drudzy jeszcze na gruncie Wisły spoczywają. Przyczyna tego nieszczęścia jest ta, że statek był bardzo stary i bardzo ludem obładowany – a tak przez spary się woda dobyła.. – Pożegnaliście się już z nami kochani bracia i siostry, – odprawiliście waszą ostatnią pielgrzymkę – i zapewne oglądacie tę Matkę i Królową niebieską, do której duszą i ciałem dążyli. – Światłość Boga niech wam świeci na wieki. Amen .

Rozalia z Delewskich Piontek, z Bobowa; utonęła w Wiśle 2 czerwca 1850 o godz. 10 przedpołudniem [Ertrunken in der Weichsel]
Tego samego dnia przed południem, zapisano: „o godz. 9:00” i utonęli
2. Joseph Polakowski W 1029 pag_170 nr 34 männlich Neukirch 1850 34 Bauer z Morzeszczyna 35 lat, [Ist ertrunken auf der Wallfahrt nach Lonki in der Weichsel bei Mewe],
3. Johann Zintek W 1029 pag_170 nr 35 männlich Neukirch 1850 35 Bauer z Królówlas 52 lat [Ist ertrunken auf der Wallfahrt nach Lonki in der Weichsel bei Mewe]
4. Josephina Pater W 1570 pag.042 nr 45 weiblich córka Joseph Pater i Francisca Mankowska z Osieku, 22 lat [Ertrunken bei Mewe in der Weichsel]
Najdokładniejsze są zapisy 2 i 3 z Nowej Cerkwi: utonął w Wiśle w Gniewie w czasie pielgrzymki do ‘Lonki’

             Dla potomków rodzin chłopskich, źródłem wiedzy są przede wszystkim księgi parafialne i literatura przeznaczona dla raczej wąskiego grona odbiorców, ale mamy też wśród swoich krewnych osoby, które wywarły wpływ na życie regionu i dla tego regionu się zasłużyły. Wspomniałam o swoim prapradziadku, Janie. Około 1838 roku zatrzymał się u niego w Kamionce przybyły także zza Wisły, jego brat albo brat stryjeczny, Antoni. (Sprawa bliskości pokrewieństwa wymaga wyjaśnienia) i pozostał tam na stałe. Ożenił się w Lalkowach. Był dziadkiem Józefa Balewskiego, zasłużonego lekarza i działacza społecznego. Jego nazwiskiem nazwano ulicę w Starogardzie Gdańskim, a jego biogram (także jego brata, Władysława) znajduje się w „Słowniku biograficznym Pomorza Nadwiślańskiego”.

             Historia, którą poznawaliśmy w szkole była po prostu jednym z przedmiotów. Teraz stała się dla nas bardziej osobista, bo w jej tworzeniu czynnie uczestniczyli nasi przodkowie, których znamy z imienia i nazwiska. To oni przechowali polski język, brali udział w strajku szkolnym, walczyli w powstaniach, zsyłani byli na Sybir i do obozów, a przede wszystkimi przekazywali wartości, o których nie wolno nam zapomnieć, zwłaszcza dzisiaj, kiedy historia znalazła się w niełasce.

Źródła:
1. Księga chrztów 1787-1808 Nowe
2. Księga ślubów 1774-1841 Nowe
3. Księga zgonów 1915-1952 Nowe
4. Księga zgonów 1775-1786 Lalkowy
5. Archiwum Państwowe w Gdańsku, oddział w Gdyni
6. Paczkowski Józef, Opis królewszczyzn w województwach Chełmińskim, Pomorskim i Malborskim w roku 1664, TNT 1938.
7. Biskup Marian, Ziemia Chełmińska w przeszłości. Wybór tekstów źródłowych, TNT , Toruń 1961.
8. Przywuska Aniela, Kociewska Gmina Smętowo Graniczne, w: Rydwan 2006./1
9. „Wiarus” – Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa
10. Zapisy dotyczące utonięć uzupełnił Lucjan Balewski



Tekst testamentu znaleziony w księdze metrykalnej z parafii Lalkowy


             Więcej informacji na temat tego, co mogą zawierać księgi metrykalne, oprócz zapisów dotyczących chrztów, ślubów i zgonów, zawarta jest we wcześniejszym artykule p. Ireny Kucz pt. „Migawki historii zawarte w dodatkowych wpisach w księgach parafialnych” dostępnym pod linkiem: http://www.ptg.gda.pl/index.php/publisher/articleview/action/view/frmArticleID/92/
              Następny wykład, który nosił tytuł „Wyższe Seminarium w Pelplinie i jego książnica na przestrzeni wieków”, wygłosił ks. dr Krzysztof Koch dyrektor biblioteki diecezjalnej w Pelplinie. W pierwszych słowach wykazał swoje zadowolenie z faktu, że sesja genealogiczna mogła się odbyć w gmachu biblioteki Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie i wyraził nadzieję, że następne sesje genealogiczne organizowane przez Pomorskie Towarzystwo Genealogiczne będą miały miejsce również w tym miejscu. Tematyka jego wykładu nawiązywała w pewien sposób do genealogii – wielu z księży, którzy skończyli Seminarium Duchowne w diecezji chełmińskiej, dokonywało zapisy w księgach metrykalnych, z których członkowie PTG wykonują indeksy. Z wykładu dowiedzieliśmy się, że seminarium w diecezji chełmińskiej powstało na mocy dekretu soboru trydenckiego, w roku 1650 blisko 100 lat po soborze. Powstało ono w Chełmży, a później przeniesiono je do Chełmna. Ten stan trwał do roku 1824, kiedy przeniesiono stolicę diecezji chełmińskiej do Pelplina, na skutek znacznego powiększenia terenu diecezji w wyniku znacznych zmian terytorialnych po okresie wojen napoleońskich (do diecezji chełmińskiej przyłączono cały Archidiakonat Pomorski i Ziemię Krajeńską). Do ziem Archidiakonatu Pomorskiego było znacznie bliżej z Pelplina aniżeli z
Chełmna.


Ks. dr Krzysztof Koch w czasie wykładu

Z chwilą powstania seminarium pojawiła się także potrzeba utworzenia biblioteki dla kleryków. Najcenniejszą książką tej biblioteki była (i jest) Biblia Guttenberga, którą można dzisiaj oglądać w Muzeum Diecezjalnym w Pelplinie. Biblia ta w czasie II wojny światowej przeszła burzliwe losy i omal nie dostała się w ręce okupanta już w1939 roku, kiedy inne bezcenne wolumeny zostały zrabowane. Niestety w ręce faszystów dostała się kopia listu przewozowego najcenniejszych dzieł, które były ewakuowane z biblioteki pelplińskiej do kolegiaty w Zamościu, na miesiąc przed wybuchem drugiej wojny światowej i część tych dzieł bezpowrotnie przepadła. Niemcy z Zamościa przewieźli te dzieła do Gdańska, a w chwili zbliżania się frontu w 1945 roku, do Malborka. Do czasu wybuchu drugiej wojny światowej biblioteka seminaryjna zgromadziła ok. 50000 wolumenów, z czego w okresie okupacji zaginęło lub zostało zniszczonych 50 % wolumenów. Szczególne zasługi w uratowaniu biblii Guttenberga i XIV wiecznego psałterza z rąk okupanta położył Antoni Liedtke- dyrektor biblioteki seminaryjnej w Pelplinie. Po wojnie, staraniami ks. Antoniego Liedtkego, ks. Alojzego Kowalkowskiego, ks. prof. Anastazego Nadolnego i ks. Henryka Mrosa, zgromadzono ponad 120000 wolumenów, 1300 tytułów czasopism, 543 inkunabuły, 540 rękopisów ok. 13000 starych druków. Wraz z rozrastaniem się zbiorów bibliotecznych, koniecznym się stało poszukiwanie nowych pomieszczeń. Początkowo był to kapitularz seminarium, w dalszej kolejności refektarz gdzie znajdowały się książki do wybuchu II wojny Światowej. W czasie wojny i tuż po niej ulokowano zbiory w budynku Collegium Marianum. Potem zostały one ponownie przeniesione do refektarza w roku 1948. Już w latach 80-tych XX wieku podjęto decyzję o budowie nowego gmachu biblioteki. Bibliotekę, która znajdowała się w ogrodzie seminaryjnym udostępniono we wrześniu 1990 roku. Gmach ten znajdował się na rzeką Wierzycą i po 20 latach okazało się, że jest on w stanie zagrożenia budowlanego spowodowanego przeciążeniem i wilgocią. Jeżeli pojawia się wilgoć, to zwykle towarzyszy jej grzyb. Szukano nowej lokalizacji i wybrano przedwojenny budynek, w którym po wojnie mieścił się dom pomocy społecznej dla stowarzyszeń katolickich, a od roku 1951 do roku 2002 mieściła się szkoła podstawowa. Budynek ten był bardzo zniszczony. W ciągu 22 miesięcy wykonano remont budynku biblioteki z funduszy własnych i unijnych. W ten sposób powstał gmach biblioteki w obecnym kształcie i wystroju. Do powstania tej biblioteki w wielkim stopniu przyczynił się ś.p. biskup Jan Bernard Szlaga, dlatego też jeszcze za jego życia biblioteka została nazwana jego imieniem.
              Po wykładzie doktora Krzysztofa Kocha nastąpiła krótka przerwa, w trakcie której wszyscy słuchacze mieli okazję zapoznać się z wystawą o tematyce genealogicznej zorganizowaną w innych salach biblioteki. Były to między innymi drzewa genealogiczne Krzysztofa Zielińskiego i Bronisława Wenty.



Drzewo genealogiczne Bronsława Wenty wielkości 1,5 mx 4m

Były też wystawione prace wykonane przez młodzież szkół gdańskich, które zostały nagrodzone w konkursie genealogicznym „Moja pomorska rodzina”. Można było również obejrzeć stare mapy i inne materiały genealogiczne. Każdy, kto chciał, mógł również zaznaczyć kółkiem na wywieszonych mapach terenów województw pomorskiego i kujawsko-pomorskiego, miejsce pochodzenia swoich przodków - z jakich terenów wywodzi się jego nazwisko.
              Pierwszym punktem wyjazdowej sesji po przerwie było omówienie projektów indeksacji i podziękowanie wcześniejszym koordynatorom indeksacji Stasiowi Pieniążkowi i Wisławie Walder. Przyszła pora na nagrodzenie dyplomem obecnych koordynatorów indeksacji i osób które wykonały jak najwięcej indeksów.


Janusz Pawelczyk w obecności ks. prof. Anastazego Nadolnego przekazuje szczególne wyróżnienie dla koordynatora indeksów Krystyny Dróżdż

Osobne wyróżnienia otrzymała Krystyna Dróżdż, oraz nieobecni na spotkaniu koordynatorzy Wiesława Rosłonkiewicz, i Daniel Dempc. Tak się złożyło, że zarówno Wiesława Rosłonkiewich i Daniel Dampc byli również wymienieni wśród osób, które wykonały najwięcej indeksów. Janusz Pawelczyk przeczytał kolejno w formie rankingu pozostałe osoby, które wykonały najwięcej indeksów. Wśród osób które wykonały najwięcej indeksów zostali wymienieni: Joanna Grochowska , Michał Wysocki ,Irena Kucz, Marcin Ciesielski, Janusz Pawelczyk, Jan Kontek, Jan Szypryt, Krystyna Bojahr, Leszek Nierzwicki. W dalszej kolejności Janusz Pawelczyk przekazał księgi indeksów z Parafii Sierakowice proboszczowi Parafii św. Marcina ks. Bronisławowi Dawickiemu w 5 tomach (tom pierwszy chrzty chronologicznie, drugi - alfabetycznie, trzeci - alfabetycznie wg nazwiska matki, czwarty śluby chronologicznie, alfabetycznie wg pana młodego i alfabetycznie wg panny młodej, piąty - zgony chronologicznie i alfabetycznie).


Janusz Pawelczyk wręcza 5 tomów indeksów proboszczowi Parafii św. Marcina ks.Bronisławowi Dawickiemu

Przekazano również drugi egzemplarz tych indeksów dyrektorowi Achiwum w Pelplinie ks.prof Anastazemu Nadolnemu, któremu równiez komplet indeksów z parafii Śliwice przekazała Krystyna Dróżdż. W przyszłości planowane jest również przekazanie kompletu indeksów z parafii Śliwice ks proboszczowi z par. Śliwice. Autorami indeksów z parafii Śliwice są Krystyna Dróżdż, Wiesława Rosłonkiewicz i Jarosław Bieliński, a parafii Sierakowice Janusz Pawelczyk.

Krystyna Dróżdż wręcza opracowane przez siebie indeksy ks.prof.Anastazemu Nadolnemu