You are here: Chronicle

Kiedy brak zdjęć...sięgnijmy po pocztówki


     Jak niektórzy z użytkowników strony Pomorskiego Towarzystwa Genealogicznego wiedzą, jestem kolekcjonerką starych kart pocztowych. Wśród znajomych dalszych i bliższych znana jest moja pasja dotycząca pocztówek przedstawiających Kościerzynę i okolice przed 1945 rokiem. Jednak pocztówki kościerskie stanowią niedużą część mojego zbioru.

      Od prawie 10 lat zbieram też pocztówki świąteczne, z wizerunkami dzieci, kobiet, par i takie, których wprost nie da się zakwalifikować do jakiejś szczególnej kategorii, a które ja nazywam na swój użytek „kuriozami”. Przeważnie kupuję pojedyncze egzemplarze kartek, kilka razy jednak udało mi się zakupić kolekcje kart adresowanych do jednej osoby lub jednej rodziny. Zawsze kiedy oglądam kartki pisane do jednej osoby, zadziwia mnie, że komuś z potomków przyszło do głowy spieniężenie śladów historii własnej rodziny.

      Pocztówki są traktowane po macoszemu, gdyż z natury rzeczy przekazywały i przekazują nadal błahe treści, takie jak pozdrowienia z podróży, zapytania o zdrowie, życzenia świąteczne, urodzinowe czy imieninowe. W listach jesteśmy , ale i nasi przodkowie byli, bardziej otwarci, szczerzy i to one są ze szczególnym pietyzmem przechowywane przez potomków (choć zapewne nie przez wszystkich, niestety). W niniejszym artykule postaram się podpowiedzieć, jak poradzić sobie z brakiem zdjęć za pomocą kartek pocztowych, nawet tych nie pisanych własnoręcznie przez naszych antenatów. Wszystkie prezentowane tu kartki pochodzą z moich zbiorów.
      Na początek jednak trochę o historii niepozornego kartonika w formacie 10 x 15 (lub 9 x 14), który zrobił zawrotną karierę na przełomie XIX i XX wieku. Początek niknie w latach 60-tych XIX stulecia. W 1865 roku odbyła się V Niemiecka Konferencja Pocztowa, na której generalny poczmistrz Berlina – urodzony w Słupsku – Heinrich von Stephan zaproponował wprowadzenie nowej formy korespondencji – Postblatt, karty przesyłanej bez użycia koperty. Niestety dla von Stephana niemiecka poczta nie zdecydowała się na taki radykalny wówczas krok. Cztery lata później austriacki profesor ekonomii Emmanuel Herrmann zaprezentował podobny pomysł – tzw. kartę korespondencyjną, której jedną stronę przeznaczono na umieszczenie wiadomości, a drugą z miejscem na znaczek (lub z wręcz wydrukowanym już znaczkiem) wyłącznie na adres. Tak na arenę historii poczty wkroczyła początkowo nie wyróżniająca się swym wyglądem kartka. Wkrótce pojawiły się ilustrowane karty pocztowe, a po nich te, na które mówimy dziś widokówki. Widoki czy rysunki zajmowały coraz więcej miejsca, którego zaczynało brakować na korespondencję, gdyż jak już wiemy, strona druga była przeznaczona tylko na adres i znaczek. Często pisano po prostu na ilustracjach.

    Sytuacja zmieniła się 1 lutego 1904 r., kiedy Światowy Związek Pocztowy zgodził się na podział strony adresowej na dwie części: jedną przeznaczono na adres i znaczek, drugą na korespondencję. I tu dla genealogów posiadających w swych zbiorach pocztówki rodzinne, które nie są datowane, powstaje wskazówka: kartka z tzw. długim adresem prawie na 100% została wysłana przed 1904 rokiem, kartka ze stroną podzieloną została wydana po 01.02.1904 r. Nie jest to może oszałamiająca dokładność, ale na bezrybiu i rak rybą…



Strona adresowa kartki wysłanej przez Alexandra von Treichel z Wilczych Błot do Berlina w 1899 roku (dzięki
stemplowi odbiorczemu widzimy, jak sprawna była ówczesna poczta)


      Okres od przełomu XIX i XX wieku do wybuchu I wojny światowej uznawany jest za złoty okres pocztówki. Małgorzata Baranowska, autorka znakomitej książki "Posłaniec uczuć", przytacza szokujące z dzisiejszej perspektywy liczby: w 1899 roku Niemcy były zamieszkane przez 50 milionów osób, zaś kart pocztowych wyprodukowano w tym kraju około 88 milionów, z małej Belgii z 6 milionami mieszkańców wyszło 12 milionów pocztówek. Widać z tego, że pocztówka zdobyła swe miejsce także pod strzechą, była oknem na świat rodziny, której przedstawiciel mógł zawędrować za pracą daleko od domu. Był to więc prawdziwie demokratyczny sposób korespondencji. Dla niewprawionej w pisaniu ręki wydawcy przygotowywali kartki z gotowymi napisami, wystarczyło czasami wpisać tylko imię nadawcy oraz adres i przekaz był gotowy do wysłania.
      Pocztówki także ulegały modzie, więc tu mamy następną wskazówkę co do datowania korespondencji. Na przełomie XIX i XX wieku dominowały kartki wykonane w technice chromolitografii (cechą charakterystyczną jest tu ziarnistość obrazu). Ich „bogatsze” wersje bywały lakierowane lub wytłaczane. Po wybuchu I wojny światowej kartki litograficzne ustąpiły miejsca kartkom fotograficznym. Kartki te były często ręcznie kolorowane. Kartkom zdjęciowym warto się przyjrzeć szczególnie. Każdy szanujący się zakład fotograficzny mógł klientowi zaproponować wykonanie zdjęcia w formacie pocztówki z przygotowaną na odwrotnej stronie liniaturą na adres i zaznaczonym miejscem na znaczek. Zdarza się więc niejednokrotnie, że na zwykłej pocztówce mamy na przykład wizerunek nadawcy lub jego domu (lub jedno i drugie).



Kartka wysłana przez Alexandra von Treichel. Autor zaznaczył własną postać na zdjęciu kółkiem (stoi przed swoim domem w Wilczych Błotach).

      Jeśli nasi przodkowie byli ubodzy i nie stać ich było na wizyty u fotografa, nie załamujmy się, że nie będziemy mieli czym zilustrować czasów, w których żyli. Oczywistym jest użycie do tego celu pocztówek z widokami rodzinnych miejscowości przodków. Co ciekawe, nie musimy się od razu martwić, że gniazdo rodzinne jest małą zagubioną wioską, a nie na przykład dużym miastem typu Gdańsk. Zaskakująca jest ilość kartek sprzed 1914 roku ukazująca niewielkie miejscowości. Wieś, która posiadała kościół czy szkołę, prawie na pewno została przedstawiona na widokówce, gdyż takie budowle były jednymi z najczęstszych motywów pocztówkowych. Prawdopodobieństwo „pokazania się” na widokówce zwiększa się dla wiosek, w których znajdowały się domy właścicieli dużych majątków. Często pocztówka była też swoistą reklamą miejscowej gospody lub sklepu. Można też posiłkować się widokówkami z kościołami, w których miały miejsce ważne uroczystości rodzinne: chrzty, śluby czy pogrzeby.



Pocztówka z 1914 r. z widokami wsi Czerniki. Od góry: domy robotników dworskich, zabudowania gospodarcze majątku (gorzelnia, chlewnia, magazyny zbożowe) i pałac zbudowany przez Maxa Neumanna około 1900 r.

      Przodkowie wywodzący się z chłopstwa często nie zostawili po sobie wielu zdjęć. Aby zilustrować „modę” chłopską sprzed 100 i więcej lat nie potrzebujemy fotografii konkretnej osoby. Bez problemu znajdziemy na rynku pocztówki tzw. etnograficzne, a wśród nich na przykład „typy polskie” ukazujące na poszczególnych kartkach serii ubiory charakterystyczne dla różnych terenów Polski. Można też szukać lokalnych wydawców. Przykładem może być działalność wydawnicza Izydora Gulgowskiego, nauczyciela z Wdzydz Kiszewskich, założyciela (wraz z żoną Teodorą) pierwszego na ziemiach polskich muzeum na wolnym powietrzu.



Pocztówka z około 1910 roku przedstawia kaszubskiego gospodarza w charakterystycznej baraniej „mucy”.

     Zdarza się, że wiemy z ustnych rodzinnych przekazów, że babka lub prababka była bardzo pobożna i uczestniczyła na przykład w pielgrzymkach do regionalnych miejsc kultu. Bez problemu znajdziemy pocztówki z widokami Kalwarii Wejherowskiej czy Wielewskiej. Przykładem niech będzie poniższa pocztówka ukazująca Kaplicę Ukrzyżowania we Wielu.



Kartka wydana nakładem proboszcza z Wiela ks. Wryczy

     Udziałem męskich przodków była często służba wojskowa. Za przykład może posłużyć mój pradziadek Otto Ferdinand Wischer, po którym nie pozostała żadna fotografia. Wiem, że służył w oddziałach piechoty w armii pruskiej. Zakupiłam więc kilka lat temu poniższą litografię.



Kartka z obiegu pocztowego z 1903 roku

     Odbywający służbę wojskową młody człowiek mógł wysłać do rodziny nie tylko zwykłe wizerunki żołnierzy czy całych formacji. Można było przesyłać pozdrowienia z ćwiczeń (jakbyśmy dziś ujęli – z poligonu), kartki z fotografiami członków rodziny cesarskiej (obowiązkowo w mundurach wojskowych) lub kartki z okazji… osiągnięcia półmetka służby. Przy okazji dowiedzieć się można, jak koszmarnie długo trwała ta służba.



Do końca służby pozostało… 543 dni. Kartka wysłana w 1900 r. z Wrzeszcza

      Wspomniany wcześniej pradziadek Otto Ferdinand zmarł w styczniu 1915 roku w lazarecie w miejscowości Sudenburg, która dziś jest dzielnicą Magdeburga. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, kiedy wpisałam na niemieckim Ebayu słowo Sudenburg. Wyskoczyła mi kartka z napisem Magdeburger Krankenanstalt Sudenburg. Choć nie mogę mieć pewności, że właśnie w tym budynku zmarł mój pradziadek, kartka ta jest dla mnie wyjątkowo cenna.



Kartka z okresu I wojny światowej

     Okres I wojny światowej przyniósł w ogóle wysyp wielu rzadkich dotąd typów kartek. Dominują pocztówki tzw. wojskowe i patriotyczne. Nawet niewinne z pozoru kartki świąteczne niosły ze sobą ładunek postaw patriotycznych, chociaż dziś często te sygnały nie są dla nas czytelne na pierwszy rzut oka. Przykładem niech będzie poniższa kartka z życzeniami z okazji świąt Wielkanocy, wysłana w kwietniu 1916 roku. Mamy tu jajko opasane dwiema szarfami: czarno-żółtą i czarno-biało-czerwoną. Na jajku leżą kwiaty, a z nich wystają dwie flagi. Z flagami sprawa była prosta: jedna należy do Bułgarii, a druga do Turcji. Szarfy zaś oznaczają Austro-Węgry (czarno-żółta) i Niemcy (czarno-biało-czerwona). Co to za egzotyczny zestaw? Ano ni mniej, ni więcej, tylko tzw. państwa centralne, sojusz przeciwstawny do entanty w okresie I wojny światowej.



Kartka wysłana pocztą polową w kwietniu 1916 roku z Francji do Lipska.

      Znając choć w przybliżeniu miejsca pobytu pradziadka żołnierza w czasie działań wojennych możemy spróbować znaleźć pocztówki z widokami tych miejscowości. I nie chodzi tu o zwykłe widokówki ze standardowymi budowlami na zdjęciu. W czasie Wielkiej Wojny wydano mnóstwo kartek dokumentujących zniszczenia wojenne. Są też pocztówki, wydawałoby się, standardowe, jednak różniące się od innych zaludniającymi je postaciami w mundurach lub sprzętem wojskowym. W produkcji takich „wojskowych” widokówek celowali zwłaszcza Niemcy, jak ujęła to Małgorzata Baranowska, robią pocztówki z każdym prawie zdobytym krzakiem. W każdym mieście natychmiast przystępują do produkowania widoków, oczywiście z niemieckimi napisami.



Kartka z maja 1917 roku przedstawia zamek Brimont koło Reims.

Osobną kategorią wojennych pocztówek są te, które pokazują cmentarze. Z dzisiejszej perspektywy może wydawać się to pomysł co najmniej dziwny – wysyłać kartkę z widokiem na groby. Jednak te cmentarne kartki, które ocalały do dzisiaj, są niezwykle wartościowe. Wiele z grobów wojennych nie oparło się upływowi czasu, krzyże były przeważnie drewniane, rodziny – daleko, więc trudno było dbać o właściwe utrzymanie grobu. Jak cennym ikonograficznym źródłem są pocztówki z widokami cmentarzy, można się przekonać choćby przeglądając książkę Losy Kosznajdrów poległych w I wojnie światowej, opracowaną przez Irenę Elsner. Monotonne listy poległych z poszczególnych wiosek urozmaicają reprodukcje pocztówek z cmentarzy, na których znaleźli oni swoje miejsce wiecznego spoczynku. Ja ciągle szukam miejsca pochówku pradziadka Otto Ferdinanda. Zapewne znajduje się ono w Magdeburgu, ale na jakim cmentarzu go pochowano? Kiedyś, gdy być może uda mi się choć w przybliżeniu ustalić to miejsce, zacznę poszukiwać właściwej cmentarnej pocztówki.



Kartka wysłana pocztą polową w 1915 roku przedstawia cmentarz w miejscowości Vigneulles. Na pierwszym planie świeże groby z brzozowymi krzyżami, po lewej widoczna sylwetka żołnierza.

      Wróćmy jednak do czasów pokoju. Budynki szkolne były jednymi z najczęściej przedstawianych na widokówkach. Przykładano dużą wagę do edukacji, budynek szkoły był czymś, czym miasto czy wieś mogły się pochwalić. Przed 1939 rokiem w Kościerzynie istniało sześć szkół różnego typu. Pięć z nich uwieczniono na pocztówkach (niektóre wielokrotnie), choć raczej należy przyjąć, że po prostu jeszcze nie znalazłam kartki z widokiem szóstej szkoły. Potomkowie uczniów prestiżowych szkół, takich jak na przykład seminaria nauczycielskie, mogą pokusić się o poszukiwania pocztówek okolicznościowych wydanych z okazji zakończenia nauki przez konkretny rocznik uczniów.



Kartka wydana z okazji wypuszczenia z murów Seminarium Nauczycielskiego w Kościerzynie uczniów z lat 1901-1904.

     Przeglądając pocztówki pozostawione przez naszych przodków zdziwimy się początkowo różnorodnością tematów, które nadawca chciał przekazać adresatowi. Im więcej będziemy oglądać, tym szybciej przestaniemy się dziwić. Dla pocztówki sprzed 100 lat nie ma okazji, która nie nadawałaby się na jej wysłanie. Znajdziemy tu kartki z okazji pierwszego dnia w szkole:



… a także z okazji Konfirmacji (protestanckiego odpowiednika katolickiego bierzmowania),



z okazji Prima Aprilis z motywem ryby (do dziś we Francji wysyła się podobne pocztówki)



oraz z okazji Zielonych Świątek. Zwyczaj ten nie zdołał się jednak przyjąć w Polsce, a szkoda, bo kartki te są jednymi z najpiękniejszych wśród świątecznych pocztówek. Na zielonoświątkowych pocztówkach dominują motywy wiosny, jest dużo zieleni, a także krasnali i chrząszczy. Zwłaszcza te ostatnie są przedstawiane w zabawny sposób.



      W Rosji pocztówka nazywana jest „otkrytką”, co znakomicie oddaje charakter tej korespondencji. List jest z natury „skryty”, pocztówka pokazuje wszystkim, przez których ręce przechodzi, jakie treści niesie ze sobą do adresata. Zakochani potrafili sobie poradzić i z tym problemem. Najprościej było wybrać kartkę z już nadrukowanym wierszykiem, który mógł „przekazać” uczucia skierowane do odbiorcy. Bardziej wyrafinowaną metodą była tzw. mowa znaczków. Sposób naklejenia znaczka „mówił” odbiorcy wiele o sympatii, samopoczuciu czy uczuciach nadawcy. Wyprodukowano wiele kartek z instrukcją, jak „czytać” znaczki. Najpierw więc wysyłano kartkę – instrukcję, a potem można było już przystąpić do kamuflowania swoich wiadomości za pomocą znaczków.



Niemiecka wersja mowy znaczków z lat 20-tych XX wieku.

      Kilka lat temu kupiłam kolekcję kilkudziesięciu kartek pocztowych adresowanych do jednej osoby. Przeglądając je zdziwiłam się, że większość znaczków jest oderwana lub naderwana. Po kilkunastu przejrzanych kartkach tajemnica wyjaśniła się. Pod znaczkami przesyłano sobie czasami „tajne” wiadomości. Zazwyczaj były to pytania, których nie można było zadać wprost na pocztówce, lub informacje o tęsknocie czy o osobie, która była w kręgu zainteresowania odbiorcy. Poniżej jedna z takich tajnych wiadomości od zakochanego chłopca do dziewczyny, którą darzył uczuciem. Oficjalna korespondencja na tej kartce sprowadziła się do słów „Łaskawej Pani zasyła serdeczne pozdrowienia…” Prawda, że „tajemnicze znaczki” były świetnym wynalazkiem w czasach, kiedy konwenanse i reputacja były ważnym elementem życia zamożniejszej części społeczeństwa?



Na koniec chciałabym zacytować jeszcze raz Małgorzatę Baranowską:
"Pocztówki były, często ze względów wyłącznie uczuciowych, przechowywane i pokazywane rodzinie, dzieciom, znajomym, przede wszystkim dzieciom. Nie tylko więc były jakby wielokrotnie odtwarzane, ale i jako pamiątka stawały się rodzajem przekazu prywatnego, bliskiego sercu, mimo swej wielonakładowości traktowanego jak niepowtarzalny. Dzięki temu silnie oddziaływały na wyobraźnię. Podobnie jak domowe zbiory przepisów kulinarnych i leczniczych, a także jak zbiory pieśni patriotycznych, tak gromadzono pocztówki – jako familijne muzeum, jako domowy teatr, śpiewnik patriotyczny, kronikę filmową, jako skarbiec mimiki uczuć".
Mam nadzieję, że udało mi się przekonać czytelników, że mimo braku rodzinnych zdjęć czy rodzinnej korespondencji, za pomocą dobrze dobranych kartek pocztowych możemy tę lukę spróbować z powodzeniem zapełnić. Czego sobie i Państwu życzę.

Tekst i zdjęcia Izolda Wysiecka